września 26, 2009

Na czym polega fenomen Bieszczadów?

Ktoś mądry kiedyś powiedział, że w Bieszczady jedzie się tylko raz a potem się już tylko powraca. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że to prawda. Kto pojedzie w Bieszczady, już nie będzie potrafił bez nich żyć. I mnie również ta swoista strzała bieszczadzkiego Amora dopadła.


Zapytasz więc, na czym polega fenomen Bieszczadu?
Bieszczady to przede wszystkim ludzie. Nigdzie indziej nie znajdzie się takiej mieszanki osobowości. Ale Bieszczady to także miejsca (np. bieszczadzkie połoniny) gdzie naprawdę można poczuć się wolnym – również w dosłownym tego słowa znaczeniu.

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Bieszczady napłynęło bardzo wielu dzisiejszych mieszkańców. Mówi się, że w Bieszczady przybywali ludzie, którym nigdzie indziej życie nie wychodziło i tam w końcu zaczęło im się udawać. W okresie PRL-u Bieszczady zostały po raz pierwszy odkryte przez turystów, z których wielu po przyjeździe do tej grzesznej krainy już na zawsze tam zostało.


Dlaczego grzeszna kraina? Lata siedemdziesiąte to lata ciężkich czasów dla bieszczadzkiej ludności. Życie w tamtych czasach nie należało do najłatwiejszych. A tym bardziej w Bieszczadach, gdzie uprawa czegokolwiek była okrutnie trudna. Pozostawała więc praca w lesie lub przy wypale węgla. Stąd też po Bieszczadach krążą legendy o ludziach lasu, ucztujących z wilkami.

Nagminnym wręcz wśród tych ludzi zjawiskiem było pijaństwo. No bo co tu było robić z pieniędzmi po wyjściu z lasu, kiedy w Bieszczadach panował wszechobecny deficyt kobiet.. Tak też narodziła się legenda bieszczadzkich zakapiorów, w których szeregi wstępowali nawet artyści i profesorowie, którzy się tutaj pogubili. Dla wielu z nich alkohol był przysłowiowym gwoździem do trumny.


O wyczynach bieszczadzkich zakapiorów, m.in. o Władka Nadopty - "Majstra Biedy", Wojtka Belona, Jędrka Wasielewskiego "Połoniny", Jurasa Świtalskiego "dwatysięce", Zdzicha Radosa, Piotra Adamskiego - "Francuza" i wielu innych, można przeczytać w kultowej książce Andrzeja Potockiego pt. „Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady”.

Rozmyślając tak o Bieszczadach nasuwa się więc myśl: a może tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Wybudować szałas nad Soliną i żyć jak samotnik rozkoszując się pięknem bieszczadzkich krajobrazów. No tak, byłoby pięknie, tylko teraźniejsze Bieszczady już nie są takie same jak kiedyś ...

2 komentarze:

  1. Dla mnie Bieszczady to przede wszystkim góry - gdybym mogła, mieszkałabym w nich od dawna, ale że nie mogę, to - wracam od lat, z różną częstotliwością.
    A jak mi smętnie na duszy - przywołuję z pamięci i ze zdjęć;)

    Pozdrawiam z Dolnego Śląska,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. będąc 2x w roku w Bieszczadzie ,tylko dwa x Niestety,zasuwam na kirkut w Lesku i nieodmiennie zostawiam Rebemu kartkę pod kamieniem zawsze z tym samym tekstem-żyć i...umrzeć w BIESZCZADZIE....i REBE ra mnie wysłuchał...poznałem solińską czarownicę i już myslałem że zamieszkam w Solinie na stałe ale niestety Rebe chyba zakpił ze mnie wiedząc że nie bardzo lubię Jego naród, bo baran ze skorpionem się nie nada...i niestety nie wyszło...muszę jezdzić dalej 700 km..może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © blog MojeBieszczady.eu , Blogger